Wyobraźcie to sobie: półka w szafce, a na niej zielony koszyk, w koszyku trzy małe reklamówki - dość ciężkie. Zaglądacie do reklamówek, a w nich armagedon. Poplątane bigle. Nieskończone biżuteryjne projekty sprzed trzech, czterech, pięciu lat. Koraliki w różnych rozmiarach i kształtach - oczywiście wrzucone luzem. I woreczki strunowe, setki woreczków strunowych - w tym para srebrnych bigli, w tamtym trzy długie szpilki, w innym para niesprzedanych kolczyków. Reszta woreczków pusta, a jakże. A obok koszyka dwa małe organizery, udające, że trzymają porządek w półfabrykatach. Ale gdyby nagle od szybkiego znalezienia bazy do bransoletek miało zależeć moje życie, pewnie bym umarła - nie wiedziałabym, gdzie szukać.
Więc usiadłam na dywanie. Ja, kopciuszek. I zaczęłam oddzielać, segregować, porządkować. Biżuterii nie robiłam tak na dobrą sprawę już kilka lat i wydawało mi się, że mam zaledwie kilka pomieszanych koralików z odzysku. Ale zmotywowałam się i przywiozłam z domu rodzinnego stary organizer - dużo większy. Zresztą w nim też ciągle były jakieś skarby.
Nie jest idealnie, ale na moje potrzeby - w sam raz. Nawet zabrakło mi przegródek w organizerach i część drobiazgów musiałam pomieszać - oczywiście nie na chybił trafił, a według sobie tylko znanego klucza. Coś mi się wydaje, że jako taki porządek w koralikach zmotywuje mnie do zrobienia sobie jakiejś bransoletki :-)
Jestem z siebie dumna!
Na zakończenie przypominam się i zapraszam do mojego rozdania, o którym pisałam w poprzednim poście. Mam dla Was sówkę!
PS. Mam nowy adres e-mail: klejmotek@gmail.com
(Dziś ostatni dzień wyzwania Uli - klik!)