29 lipca 2014

Czasopisma dla kreatywnych - w które warto zainwestować?

Szydełkowanie to całkiem fajna sprawa. Z robieniem na drutach poradzić sobie nie mogę (zawsze mówię, że zapomnieli w drutach zrobić haczyków :3), ale z przyjemnością odkrywam szydełkowe tajniki. Wciąż się uczę. Żadna ze mnie wyrocznia; nie byłabym w stanie wykonać tych wszystkich pięknych projektów, które utalentowane dziewczyny (i nie tylko!) pokazują na swoich blogach. Lubię proste formy, przejrzyste opisy i schematy. Ale mimo wszystko chcę poradzić coś tym wszystkim, którzy chcą sięgnąć po szydełko i zgłębić wiedzę tajemną dotyczącą słupków, półsłupków i oczek ścisłych.







W kioskach, salonach prasowych i empikach, osoby kochające rękodzielnicze piękno są kuszone z każdej strony. I choć Internet pełen jest wzorów szydełkowych i motywujących do tworzenia treści - czasopisma z poradami, schematami oraz inspirującymi zdjęciami zerkają z półek, krzycząc: weź mnie! dziergaj! Obiecują, że jak tylko zbierzemy wszystkie numery, zostaniemy mistrzami i mistrzyniami w swoim fachu - nawet, jeśli na razie nie mamy o nim zielonego pojęcia. Ale które z czasopism są rzeczywiście warte naszych pieniędzy? Tych sześciu, ośmiu czy dwunastu złotych? Przedstawię w poście moją małą (subiektywną i niesponsorowaną) recenzję kilku tytułów.


Robótkowy klasyk: Sabrina





Sabrina. Robótki oraz jej wszelkie wydania specjalne dosłownie wylewają się z empikowych półek. I bardzo dobrze. Zupełny szydełkowy świeżak nie znajdzie w Sabrinie porad, jak zrobić słupek czy półsłupek (chyba że w jakimś wydaniu specjalnym - może coś takiego było). Ale warto poznać podstawy gdzie indziej i wtedy przejrzeć tę gazetkę. Co prawda w podstawowej wersji są prawie same serwetki... ale tak dokładnych i przejrzystych opisów nie widziałam w żadnym innym czasopiśmie.






Schematy są kolorowe, wszelkie skróty i symbole - opisane, a do każdego wzoru dodatkowo znajdziemy przejrzysty opis. Przy każdym projekcie znajdziemy oznaczenie stopnia trudności jego wykonania.

Kolejne plusy Sabrina łapie u mnie za zdjęcia (wyraźne, inspirujące, zachęcające) i wybór wzorów. Nawet w podstawowym wydaniu z samymi serwetkami raczej nie uświadczymy kiermaszu tandety, co niestety często widzę w innych czasopismach. Projekty są współczesne. W wydaniach specjalnych i innych wersjach można znaleźć ciekawe pomysły na wykorzystanie modnych obecnie włóczek (na przykład recyklingowych).






Szydełkowanie Jest Proste





Jest to gazetka typowo kolekcjonerska. Zbierz wszystkie numery, a wydziergasz piękny pled. Aha. Ja dziękuję. Skusiłam się tylko na pierwszy numer - był dużo tańszy od kolejnych, jak to zwykle bywa. I wzięłam go tylko dlatego, że były w nim podstawy, których opisu wtedy właśnie potrzebowałam (to były moje zupełne początki).






I rzeczywiście - porady dotyczące najprostszych rzeczy, ilustrowane wyraźnymi zdjęciami krok po kroku, pomogły mi bardzo i rozwiały kilka wątpliwości (wkłuwać się pod jedną czy pod dwie nitki oczka? które oczko w rzędzie jest właściwie tym ostatnim? etc.), których nie rozwiały filmy instruktażowe na jutubie. Ale jest też kilka minusów...

Po pierwsze: masz w ręce pierwszy numer, który zakłada, że jesteś totalnie zielony/-a w szydełkowaniu, więc wyjaśnia Ci podstawy... a na następnej stronie: hop! dziergaj sweter!

Po drugie: wyraźne, nieukrywane nastawienie na zysk... Gazetka nie jest tania, a dołączone włóczki made in china śmierdzą tandetą i skrzypią pod szydełkiem. Z każdej strony przypomnienie, że koniecznie musisz mieć wszystkie numery, bo inaczej to klops, nic z ciebie nie będzie. No i koniecznie zaprenumeruj, dostaniesz segregator i etui na szydełka, a segregator bardzo potrzebny, żeby ładnie przechowywać strony z poradami. Strasznie nie lubię takiej nachalności w promowaniu...



Ach, Mollie!






Czy Mollie Potrafi? Zdecydowanie TAK! Potrafi stworzyć piękne rzeczy, przedstawić je na równie pięknych zdjęciach. Potrafi zainspirować, napisać motywujący artykuł i ułatwić życie sprytnymi pomysłami. To naprawdę dobrze i ładnie wydane czasopismo. Czyta się je jak fajnego bloga kreatywnego.

W Mollie... znajdziemy projekty dla robiących na drutach i szydełkujących. Zobaczymy, jak zrobić pamiątkę znad morza, jak ozdobić chustecznik metodą dekupażu, jak stworzyć piękne kwiaty z tkaniny... Jest też sporo stron poświęconych szyciu. Mollie Potrafi naprawdę inspiruje i motywuje.






Są nawet przepisy na słodkości!






Piszę to wszystko na podstawie ostatniego, czwartego numeru. Poprzednich nie widziałam, może jedynie trzeci numer przejrzałam na szybko w empiku. Wiem, że w kreatywnej części blogosfery, na temat Mollie... padło już wiele słów - trochę krytycznych, szczególnie po pierwszym numerze, który podobno był za bardzo brytyjski, jeśli można tak powiedzieć.

W czwartym numerze są również projekty Polek, co bardzo cieszy. Jednym z nich jest opis wykonania szydełkowego misia. Miś jest słodki, od razu zapragnęłam go zrobić - jednego, potem drugiego... i niestety: głowę i nóżki musiałam spruć i zmodyfikować. Nóżki zrobione zgodnie z opisem wyglądały po prostu źle, były niedopasowane rozmiarem do reszty, natomiast głowa... w miejscu, w którym robótka powinna się zwężać, by stworzyć okrągłą główkę - wciąż kazano dokładać kolejne oczka, by ostatecznie ten twór o kształcie kapelusza ścisnąć dwoma rzędami przerabianymi co drugie oczko. Nie mam pytań. Głowa mojego misia wyglądałaby jak papryka. Jeśli więc jesteś zupełnie świeży/-a w szydełkowaniu, to - choć wzór jest teoretycznie prosty, same półsłupki - poproś kogoś szydełkującego, by go zobaczył i ewentualnie poprawił.






Ogólnie: jestem zadowolona i chyba nawet skuszę się na prenumeratę od najbliższego numeru.



Wena, czyli... wydawniczy koszmarek :<





Wenę widziałam w sklepach dawno. Chyba nigdy sama z siebie nie wzięłam jej do ręki. Okładka jest według mnie po prostu brzydka i nie zachęca. Kolory, fonty, pierdylion zdjęć bez ładu i składu... brr. I jeszcze błędy ortograficzne (nazwy miesięcy pisane wielką literą? dlaczego?) i interpunkcyjne (pomiędzy nazwami miesięcy powinien być myślnik, a nie łącznik) - tego nie potrafię wybaczyć. Studiuję filologię polską, licencjat ukończyłam na specjalności edytorsko-wydawniczej, więc proszę: zrozumcie moje czepialstwo.

Dlaczego więc kilka dni temu ją kupiłam? Czytałam ostatnio blogowe recenzje wyżej opisanej Mollie Potrafi. I na którymś blogu, przy krytycznym odniesieniu się do pierwszego numeru, znalazłam komentarze polecające Wenę jako lepszy polski odpowiednik Mollie Makes. No i się przemogłam. Bo może zawartość czasopisma jakoś wynagrodzi tę okładkę...

Nie wynagrodziła.


Po pierwsze: paskudny font w całej gazecie. Nie da się czytać.

Po drugie: literówki, literówki everywhere... Naprawdę tak trudno jest zauważyć w dużych nagłówkach takie babole: Osikowa biuteria (w spisie treści: Osikowa bużuteriay), Poduszko na krzesło i ławkę?

Po trzecie: błędy interpunkcyjne, ortograficzne, składniowe... mam wymieniać dalej?

Po czwarte: wybór projektów. Moim skromnym zdaniem jest w Polsce wiele osób szyjących i sprzedających dużo ładniejsze chmurki do pokoju dziecięcego od tych przedstawionych w numerze. Koszulki i spodenki z wszytymi kolorowymi zamkami, dekupażowy blejtram - kiermasz tandety, naprawdę można to zrobić ładniej, ze smakiem! Zaledwie dwa-trzy projekty z całego numeru są warte uwagi.

I TO WSZYSTKO ZA 7,20 zł!





- Co zrobić aby zasady interpunkcji przenieść także do publikowanego tekstu. Nic trudnego, wystarczy wstawić przecinki i znaki zapytania w odpowiednie miejsca i zatrudnić korektora.






- Nie, nie zastanawiam się, gdzie są twoje klucze, drogi redaktorze...






Weno, proszę, jak tylko wejdę na empikowy dział z prasą - uciekaj... Nie mam pojęcia, jak można porównać to czasopismo do Mollie...! Jeśli coś ma mnie zachęcić do tworzenia rzeczy pięknych, samo powinno być piękne. Inaczej motywacja nie zadziała.


Podsumowując - ze wszystkich wymienionych powyżej pozycji wybieram Sabrinę (którą wciąż będę kupować od czasu do czasu, jeśli spodobają mi się zamieszczone w niej projekty) oraz Mollie Potrafi, którą zaprenumeruję. A Ty?

2 komentarze:

  1. Mollie kupuję od pierwszego numeru i przyznaję, że to najlepsza publikacja o rękodziele w PL, często też sięgam po wersję brytyjską, bo niektóre artykuły w niej są lepsze. Weny nawet nie tykam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem ciekawa wersji brytyjskiej - kupujesz gdzieś wersję papierową, czy przeglądasz w Internecie?

      Usuń

Nic nie motywuje i nie cieszy mnie tak, jak Twój komentarz <3

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...