Pierwszy raz kupiłam dynię. Pierwszy raz też ją wybebeszyłam. Pierwszy raz ugotowałam z niej zupę. I pierwszy raz ją zjadłam.
Dlaczego z kremem z dyni jest kłopot? Bo przepisów na niego jest w książkach, czasopismach i Sieci mnóstwo. To za dużo! Bo przychodzi taki świeżak, jak ja i nie wie: czy od razu gotować, czy najpierw podsmażyć. Czy bulionem zalać, czy wodą, czy mlekiem. Czy dodać ziele angielskie i kolendrę, czy może gałkę muszkatołową i tymianek.
O rety, rety. Aż głowa boli przez tę dynię.
Przeczytałam więc przepisów miliony! Naprawdę. Pokontemplowałam w ciszy. Kilkukrotnie straciłam zapał. A potem zamknęłam wszystkie książki, czasopisma i blogi kulinarne. Poszłam do kuchni. I na żywioł poszłam, miksując w głowie wszystkie tajniki, o których wcześniej przeczytałam.