14 maja 2015

Robię to w miejscach publicznych



Reakcje są różne. Jedni udają, że nic nie widzą, inni przeciwnie - wpatrują się, komentują, nie kryją zdziwienia: jak to tak, tutaj? Co to będzie? I ile ty masz lat, dziecko? Zdarzają się i tacy, których zupełnie to nie interesuje.



Na zajęciach, pomiędzy zajęciami...


Zwykle budzę wtedy żywe zainteresowanie. Czy to na uczelni, czy - do niedawna - w szkole policealnej. A ja nie lubię być w centrum uwagi. Chcę po prostu zrobić coś, co sprawia mi przyjemność. Czasami muszę, bo inni cisną. Reakcje są takie: ci, którzy nie mają pojęcia, co robię, zachwycają się: wow, jak szybko ci to idzie! Ci, którzy mają pojęcie: wow, taka młoda, a tak to lubi! Albo taka motywująca koleżanka Ania: a czemu tu ci wyszło tak ch*jowo?



Na bulwarach, na ławkach, na trawie...

Tam z reguły najspokojniej. W końcu najciemniej jest pod latarnią. W tłumie wielu nie zauważa albo ma w nosie. I ja to lubię. Robię sobie to, co chcę - i niech mnie nikt o nic nie pyta! Ale czasem przejdzie staruszek, staruszka. Uśmiechną się. I już by się wydawało, że idą dalej, ale nie: staruszka musi. Że pięknie. Że taka młoda, a o, proszę. I staruszek: że co to będzie, że szalik, a przecież jest wiosna. Że może go nauczę na tych drutach... hm, szydełkiem? Oj tam, szydełko też drut. Tylko jeden. I z haczykiem (o haczyku dopowiadam ja - wszak haczyk ma w szydełku znaczenie strategiczne).
Albo dziecko. Przebiega, niby nie patrzy, niby się wstydzi. Ale czasem się odważy - nie do mnie, skądże. Ja - choć nie chcę - dzieci trzymam na dystans. Więc jest tylko: mamo-mamo-a-co-ta-pani-robi, mamo-mamo-zobacz.
I choć każdej uwagi, którą na siebie zwrócę boję się jak ognia... I choć każda mijająca mnie osoba to wypowiedziane w środku życzenie: niech jej to nie obchodzi, niech nie reaguje! - to jednak te reakcje staruszków, staruszek, małych dziewczynek i chłopców... są miłe. Najmilsze. Bo takie szczere i zwykłe. Motywujące.






W pociągach... przede wszystkim w pociągach!

Od pięciu lat, jeśli jadę pociągiem, jest to najczęściej podróż przynajmniej sześciogodzinna. Nie wyobrażam sobie takiej podróży bez wzbudzenia kontrowersji - choć wcale jej nie chcę. Pociągowych historii dziewiarskich mam mnóstwo. Najchętniej odcinam się od świata zakładając słuchawki - i być może wcale nie słucham wtedy muzyki. Manifestuję tylko swoją odrębność i niechęć do nawiązywania konwersacji z przypadkowymi ludźmi. Ale zdarzają się uparciuchy: no widzę, że mówią do mnie, no słyszę pomrukiwania, ściągam słuchawki i grzecznie odpowiadam na pytania: że koc, że szalik, że czapka, że dla mamy, że dla babci, że dla siebie, że nauczyłam się sama, choć przede wszystkim chciałabym odpowiedzieć, że cociętowogleobchodzi - ale ja grzeczna jestem, miła. No to cierpię.

Jest jednak taka pociągowa historia... krótka, ale rozczulająca jak diabli. Opublikowałam ją w styczniu tego roku na fejsbuku. Opublikuję i tu:

I był w pociągu chłopak, jeden z tych: łysa głowa, tatuaże, masa, rzeźba i tak dalej. Grozę budzący. Ja z nim w przedziale sam na sam, a on przez telefon mięsem rzucał wprost na talerz interlokutora. Po cichutku, w przeciwległym kącie przedziału zajęłam się dzierganiem szalika. On po chwili skończył soczyście mięsną rozmowę, spojrzał na mnie i o ja cię, co to będzie, szalik - mówię zdziwiona, a on że ojej, że szydełko, a jego kiedyś babcia na drutach nauczyła robić i też zrobił szalik, ojoj, wspomnienia, pięknie, powodzenia!



Dla takich reakcji opłaca się nadstawiać karku i ryzykować zwróceniem na siebie uwagi... :)



A ty? Robisz to w miejscach publicznych?


17 komentarzy:

  1. super, ja też bym robiła w takich miejscach gdybym umiała

    OdpowiedzUsuń
  2. świetne historie :) ciekawe, jak ja bym zareagowała... sama chciałabym umieć na szydełku! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pewnie, że tak, aczkolwiek tylko na drutach. Ale na szczęście póki co nikt mnie nie zagaduje. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. mam to samo :)
    "jaką piękną czapkę ma pai córka, gdzie pani kupiła?" odpowiadam, że zrobiłam, to wielkie oczy widze w odpowiedzi :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nic, tylko się uczyć! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wielkie oczy - ale pewnie oprócz zdziwienia pełne zachwytu :) I to jest w tym najfajniejsze!

    OdpowiedzUsuń
  7. tak, wiadomo i zaraz pytanie, czy bym dla niej dziecka nie zrobiła. Nauczona doświadczeniem odpowiadam, że oczywiście, ale musi kupic sobie włoczkę. To zazwyczaj wystarcza. Nie chce mi sie po prostu kłocic o ceny a wszystkim sie wydaje, ze jak sama zrobiłam, to powinnam im dać gratis, nawet nie za cenę materiałow.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jesteś bardzo zabawna :-) Pozdrawiam i zapraszam do siebie zzyciaannyt.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Domyśliłam się już na początku, że o robótkach będzie! Ja również szydełkowałam w pociągach (teraz raczej czytam) i czasami w szkicowniku rysuję współpasażerów. Aktualnie robienie czegokolwiek poza ekranem telefonu przyciąga uwagę, więc patrzą, a co. :D I masz racje- te spontaniczne reakcje są najlepsze :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Jeszcze nie spróbowałam i żałuję ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetna opowieść:) długo nie wiedziałam o co chodzi:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Fajnie napisane, do końca w napięciu ! :) Ja nie umiem i nie robię - za to czytam , co niestety tez jest rzadkością - z tego co obserwuję, najczęstszej - nos w telefon i tyle. A faktem tez jest - że nie warto oceniać po pozorach ! :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja rzadko czytam w pociągach, bo książek przez studia mam już po uszy, ale przyznam, że jak już czytam, to sześciogodzinna podróż mija nim się obejrzę.

    OdpowiedzUsuń
  14. Chwytliwa narracja! Masz świetne hobby :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Kurczę! Za mało tajemnicza jestem :D

    OdpowiedzUsuń
  16. Hihih :) Dzięki!

    OdpowiedzUsuń
  17. Gdybym umiała to też chętnie bym robiła to w miejscach publicznych ;) Ale niestety nie mam cierpliwości, a moje szydełko leży na dnie szuflady.
    Gratuluję talentu ;)

    OdpowiedzUsuń

Nic nie motywuje i nie cieszy mnie tak, jak Twój komentarz <3

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...