Tak ogólnie. Lubię słowa. Ich brzmienie, ich łączenie, ich tworzenie. Czasami piszę teksty, których nikomu nie pokazuję. I czasami się zastanawiam, czy nie powinnam zacząć ich pokazywać.
Czytałam kilka lat temu o przeprowadzonej wśród obcokrajowców ankiecie. Nie pamiętam szczegółów, w każdym razie ludzie nieznający języka polskiego na podstawie brzmienia polskich wyrazów oceniali, który według nich może oznaczać miłość. Wiecie, jaki wyraz wytypowało najwięcej osób?
Pomyślcie. Rozwiązanie zagadki na końcu wpisu!
Na początek poczęstuję Was piosenką niezwykle dopasowaną do dzisiejszego tematu wyzwania Uli:
korelacja <3 - prawda?
korelacja <3 - prawda?
Są głoski, które uwielbiam. Przede wszystkim r. Nie, nie przez to, że mój Narzeczony to Robert i w jego nazwisku też by się r znalazło. Od podstawówki, jeśli nie od przedszkola, na pytanie o ulubioną liczbę odpowiadałam cztery!, a o literę - rrrr!
Zaraz obok r uwielbiam l. No ok, moje imię na tę głoskę się zaczyna. Takie już mam upodobanie do głosek płynnych :-) Brzmieniowo więc odpowiednio się z Robertem dobraliśmy.
Nie lubię za to głoski s, brzmi mi jakoś nieprzyjemnie. Jednocześnie nie gardzę swoim pięcioliterowym nazwiskiem, w którym s pojawia się dwukrotnie. Może to przez przyzwyczajenie? Nie lubię imion na s (przede wszystkim Sandry, Sylwii i Sebastiana, co nie oznacza, że nie lubię ich właścicieli!) poza Stanisławem.
Mojego syna chcę nazwać Leon, przeciwko czemu Robert się buntuje. Dobrze, że chociaż co do imienia córki się zgadzamy. Bo wiadomo, najpierw będzie syn, a po 2-3 latach córka. Wszystko zaplanowałam! I jeszcze go do imienia chłopca przekonam...
Inne słowa, które nie dość, że dobrze brzmią, to jeszcze przyjemnie mi się kojarzą: kołderka, podusia, kalambury, karmel, wisienki, konfitura, tulenie, masełko, kolacyjka. Wychodzę na śpiocha i żarłoka, prawda? W sumie - cała prawda o mnie... Widać też, że lubię deminutiva. No i okazuje się, że głoska k również jest mi miła.
Jest jeszcze jeden wyraz. Ten, który rozwiązuje zagadkę. Ten, który nie tylko obcokrajowcom brzmi dobrze, ale również mnie samej.
Mój syn ma na imię Leo :) A w języku polskim uwielbiam te wszystkie zdrobnienia, bo przecież "kolacyjka" to nie "kolacja", tak samo jak "podusia" i "kołderka" ;)
OdpowiedzUsuńZ pozdrowieniami
Dominika
No dokładnie! Kołdra i poduszka leżą na półce w sklepie, ja w swoim domu po męczącym dniu wskakuję pod milusią kołderkę <3
UsuńA mnie nikt nigdy nie pytał jaką literę lubię najbardziej. Fajne imię dla chłopca wymyśliłaś, znajdź sposób by i Twój pan się do niego przekonał :)
OdpowiedzUsuńA gdyby teraz Cię ktoś zapytał - to jaką? :-)
Usuń"Mój pan" wydaje się niefortunnym sformułowaniem :P Ale przekonać próbuję go nieustannie!
Kołderka, podusia, tulenie i od razu robi się milutko! :D
OdpowiedzUsuńHaha, śpioch i żarłok !!! :) ale "cielęcinka" rządzi!! :)))
OdpowiedzUsuńTak, to ja! (Śpioch i żarłok, nie cielęcinka :D)
UsuńNo nie mów, że cielęcinka! You made my day :D
OdpowiedzUsuńKonkretnie to "cielęcina", ale moja miłość do deminutivów zrobiła swoje :P Wypadałoby teraz, wyznając miłość, powiedzieć: "ja cię cielęcę"...
UsuńCielęcinka mnie ubawiła na maksa :D A wszelkie zdrobnienia sama też bardzo lubię - jakoś tak umilają dzień.
OdpowiedzUsuńkołderka i podusia w dniu dzisiejszym to szczyt marzeń :)
OdpowiedzUsuńRewelacyjny post :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję!
UsuńCielęcinką mnie zabiłaś :D
OdpowiedzUsuńUps :D
UsuńWszystko od "kołderki" po "kolacyjkę" "kupuję" i imię Leon jest piękne !
OdpowiedzUsuń