Hello!
Jaki był mój wrzesień? W podsumowaniu nieoceniony okazał się Instagram. No to zaczynajmy!
Zagmatwany początek miesiąca.
Mieszały mi się przykre obowiązki (nauka do konsultacji i poprawki) z przyjemnościami (starcie lata z jesienią, czyli pora roku, którą uwielbiam, do tego powrót na florystykę po wakacjach i spacery, spacery, spacery!).
Po niezdanym egzaminie poprawkowym (:P) trzeba było spłodzić co nieco pracy magisterskiej... i przeorganizować kuchnię. Bo sprzętów od dwóch lat trochę przybyło, a szafki niestety się nie powiększyły.
Znalazło się też trochę czasu na przyjemności: przygotowałam i wysłałam kilka szydełkowych drobiazgów do Kalifornii na Project 7 i wydziergałam sobie komin z mięciutkiej włóczki.
Jesień zawitała też do mojej kuchni.
Spotkałam się z Patrycją w Cafe 22.
Otworzyłam Mamusiowy słoik z jagódkami <3
Otworzyłam Mamusiowy słoik z jagódkami <3
I rozmawiałam z moim Robertem na Skypie. Zobaczyliśmy się pierwszy raz od 7 sierpnia. Niestety większość czasu, który mogliśmy poświęcić sobie, minęła nam na walce z chińskim Internetem (a przy okazji - przez tę cenzurę Robert nawet nie mógł zajrzeć na klejmotka!).
Pierwszego dnia jesieni zrobiłam sobie dłuuugi spacer po Szczecinie, który zmotywował mnie do napisania na klejmotku kilku słów na temat jesieni w tym mieście.
Poza tym robiłam sobie często dobre śniadania: koktajle, jogurty z musli i owocami, omlety.
Pierwszy raz w życiu zrobiłam też (i pierwszy raz jadłam) zupę z czerwonej soczewicy (i było pysznie).
Właściwie przez ostatni tydzień, może nawet przez ostatnie dwa tygodnie września szalałam kulinarnie. Robiłam różne rzeczy po raz pierwszy i pozwoliłam wskoczyć jesieni do garnka. Był krem z dyni, były pierogi z kurkami, było orzotto (również z kurkami)...
Ogromną radość sprawił mi ostatni wrześniowy weekend, a konkretnie przyjazd Pasi i Klody z mojego rodzinnego Łasku. Nałaziłyśmy się sporo. To był naprawdę dobry czas, który pozwolił mi naładować baterie przed nowym rokiem akademickim.
A wczoraj zaczęłam sobie dziergać opaskę... no i wyszła czapka.
Wrzesień był całkiem dobry. Dość szybko minął. To mnie cieszy. Niech mijają szybko wszystkie kolejne miesiące, aż do stycznia. A w lutym niech czas zwolni. Bo wtedy wróci Robert.
A teraz? Teraz jest już październik. Za mną pierwszy dzień na uczelni. Plan nie powala, bo mój wydział jest w remoncie, przez co mamy zajęcia rozsiane w pięciu miejscach w Szczecinie. No i studiujemy niemal wieczorowo... Niedługo zaczynam też praktyki w kwiaciarni. Czas się przestawić na tryb rutyny...
Dobrego października!
A to jagódki! Też pyszne :-)
OdpowiedzUsuńWrzesień minął widzę pozytywnie:) Trzymam kciuki, abyście mieli z Robertem więcej okazji, aby się zobaczaczyć!
OdpowiedzUsuńŚciskam
Karolina
Bardzo pozytywnie... i pysznie :D
UsuńTeż trzymam za to kciuki, choć niestety wiem, że kolorowo nie będzie.
Hihi :-) Oj, maliny razem z jagódkami są moimi ulubionymi owocami z letniego krzakobrania :D
OdpowiedzUsuń