Temat zaproponowany dziś przez Ulę przypomniał mi te wszystkie godziny wychowawcze w podstawówce i gimnazjum, te wszystkie godziny katechezy, lekcje języka polskiego, kiedy padało pytanie nauczyciela: kto jest twoim idolem?
A ja wtedy tak bardzo chciałam przespać najbliższe 45 minut...
Nigdy nie miałam idola. Koleżanki i koledzy wymieniali nazwiska piosenkarzy i piosenkarek, Adama Małysza, sławnego karateki, dobrego nauczyciela, Jezusa Chrystusa, lub odpowiadali pięknie: moimi idolami są moi rodzice.
A ja nie wiedziałam, co odpowiedzieć, więc wymyślałam coś zgodnego z moją obecną fascynacją. A przecież zawsze miałam wiele pasji. Śpiewałam, recytowałam, występowałam na scenie, grałam na gitarze i dostawałam (wciąż nie wiem, jakim cudem) piątki i szóstki z plastyki. Czy do tego wszystkiego potrzebna mi była jedna osoba, na której bym się wzorowała? Która mogłaby założyć mi klapki na oczy i skierować na jedyną słuszną drogę, tak, że nawet nie widziałabym innych ścieżek samorozwoju i innych wspaniałych ludzi?
I czy dziś ktoś jest dla mnie idolem? Czy ktoś sam w sobie mnie inspiruje? Chyba nie. Jest jednak wielu ludzi, których podziwiam, a ich nazwiska zmieniają się wraz z moim humorem i zainteresowaniem jakąś dziedziną. Czyli często. Inspirują mnie konkretne działania różnych ludzi, a nie oni sami.
W szkole inspirowały mnie czasem działania i wiedza moich nauczycielek polskiego i muzyki, po drodze pani dyrektor domu kultury. Na studiach fascynują mnie badania i osobowości niektórych językoznawców. W zaangażowanej blogosferze motywuje mnie do działania praca każdego blogera i każdej blogerki z osobna. Inspirują mnie malunki Uli, która stworzyła to wspaniałe wyzwanie i zmotywowała do sięgnięcia po akwarele i namalowanie storczyka, którego widzicie w tym poście.
Inspiruje mnie siła mojej Mamy.
Praca tych wszystkich ludzi nie jest dla mnie drogą, a tylko (i aż!) drogowskazem. Mówi: tędy możesz dojść w takie miejsce, ale niczego ci nie gwarantuję; jest jeszcze wiele innych dróg.
I nie wiem, czy mam lepiej czy gorzej od koleżanki, która całą podstawówkę kochała się w Enrique Iglesiasie.
Fajnie piszesz, lubię Twoje wywody ;)
OdpowiedzUsuń:*
UsuńRównież nie miałam idola, z autorytetami też było ciężko. Jeśli już miałabym się zmusić i podać przykład postaci, która byłaby dla mnie inspiracją, to prędzej szukałabym w literaturze niż wśród prawdziwych ludzi.
OdpowiedzUsuńTą literaturą przypomniałaś mi, że właśnie książki, ale też filmy były dla mnie nieocenionym źródłem inspirujących postaci. Po przeczytaniu "Tajemniczego ogrodu" chciałam być jak Mary, po obejrzeniu "Amelii" - wiadomo, jak główna bohaterka.
UsuńBardzo fajnie to napisałaś, ja jednak myślę, że osoba łączy się z czynem który robi, gdyby nie ta osoba nie byłoby jej czynu, działania a więc i inspiracji :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz :-)
UsuńJa wychodzę z założenia, że wszystko, co robimy publicznie, każde słowo, które piszemy do innych, jest pewnego rodzaju kreacją. Możemy być w niej bardziej lub mniej prawdziwi, ale jednak nie jesteśmy sobą całkowicie. Nie mogę więc, znając na przykład tylko czyjeś rysunki, powiedzieć: "ta osoba mnie inspiruje". Bo w rzeczywistości może okazać się bucem, z którym się nie dogadam, co nie zmienia faktu, że tworzy piękne rzeczy :-)
Dobrze powiedziane :)
UsuńInspirują działania, ludzie, ich pomysły - tak naprawdę dużo różności
OdpowiedzUsuńDoskonale wiem o co chodzi. Też nigdy nie miałam idola. Inspirują mnie ludzie, sytuacje, ale konkretne i tyczące konkretnych rzeczy, zjawisk, natura, energia, ta dobra w szczególności. Nie umiałabym określić swojego idola, bo co chwilę miałabym w głowie kogoś innego, lub absolutnie nikogo.. :-) Tak więc, możemy przybić sobie piątkę ;-) !
OdpowiedzUsuńTo fakt, że nie trzeba mieć jednej osoby. Ja mam multum takich, które mnie inspirują! W danym momencie mniej lub bardziej. Te osoby sprawiają, że idę przed siebie. Idol niekoniecznie musi inspirować. Ale za to może to robić osoba, którą bardzo dobrze znamy :).
OdpowiedzUsuńPiękny post :).
Fajny wpis, a storczyk rewelacja, bardzo mi się podoba
OdpowiedzUsuńPodpisuję się pod każdym słowem! Też zawsze miałam problem ze wskazaniem swojego idola (no chyba, że mówimy o okresie mega zakochania w Nicku Carterze ;)), teraz mam swoją małą inspirację ale gdyby nie ona to zadanie wcale nie byłoby dla mnie łatwe ;)
OdpowiedzUsuńwszystko się z czasem zmienia, takie idole.czerpiesz z życia to najlepsze
OdpowiedzUsuńJa tez byłam bezidolowa, do niedawna , kiedy pojawił się w moim życiu mały krasnal :) To on jest teraz nieustannym źródłem inspiracji.
OdpowiedzUsuńW sumie to i ja tak zawsze miałam, ze nie miałam idola. Tak jak Ciebie inspirują mnie działania różnych osób.
OdpowiedzUsuń