Jest jednak kilka rzeczy dotyczących mnie, o których niewiele osób - poza najbliższymi - ma pojęcie, i którymi się teraz z Wami pokornie podzielę... ;-)
Rzecz numer jeden
Jestem absolutną bałaganiarą. Lubię przebywać w uporządkowanej przestrzeni, ale za cholerę nie jestem w stanie jej stworzyć. Albo inaczej: porządkuję przestrzeń od wielkiego dzwonu i nie potrafię porządku utrzymać.
Rzecz numer dwa
Nie cierpię niezapowiedzianych wizyt. Ani tych zapowiedzianych później niż na trzy dni przed wizytą. Nie tylko dlatego, że akurat mogę mieć w domu bałagan. Po prostu ogromnie cenię sobie swoją prywatność i spokój. Jeśli akurat zaplanowałam sobie, że cały dzień będę leżała i oglądała głupie seriale, i ktoś przerwie mi to błogie lenistwo dźwiękiem domofonu - prawdopodobnie nawet nie wstanę by go odebrać.
Rzecz numer trzy
Niejadek ze mnie. Już mniejszy niż w dzieciństwie, ale jednak niejadek. A właściwie to jem bardzo dużo, ale swoich ulubionych rzeczy. Nie cierpię pomidorów (choć zupę pomidorową i sos pomidorowy zjadam tak, że aż mi się uszy trzęsą), ogórków, keczupu, musztardy, majonezu, wszelkich zimnych sosów, tj. dipów, dressingów i takich tam, śledzi, tuńczyka, chrzanu, zdecydowanej większości wędlin dostępnych w sklepach i pewnie jeszcze kilku innych rzeczy
Rzecz numer cztery
Mogłabym za to jeść na okrągło fasolkę szparagową (szczególnie tę z działki mojego Dziadka), brokuły i kalafior. Wszystko z bułką tartą na masełku.
Rzecz numer pięć
Bardzo trudno jest mi się zmotywować do pracy. Naukę zostawiam na ostatnią chwilę i dopiero nóż na gardle mnie mobilizuje. To się chyba nazywa prokrastynacja, czy jakoś tak.
Rzecz numer sześć
Wszystko muszę sprawdzić. Nawet największą głupotę. Z ciekawości. Kiedy na przykład na spacerze zaczęliśmy się z R. zastanawiać, co jest w tych rurach na Wernyhory, po powrocie ze spaceru natychmiast to wygooglałam. Odpowiedzi nie znalazłam, ale sprawdziłam. Kiedy jestem w jakiejś części miasta, której dotąd nie znałam, zastanawiam się też, jaki miałabym stąd dojazd na uczelnię i jakie są ceny mieszkań na tym osiedlu. Wtedy oczywiście pierwszymi otwieranymi przeze mnie stronami w Internecie są jakdojade.pl i serwisy ogłoszeniowe. Ot, z ciekawości.
Rzecz numer siedem
Potrafię zaangażować się w kompletnie abstrakcyjne sprawy i spędzić nad nimi wiele godzin. Na przykład, kiedy miałam w swoim życiu przygodę ze studiami pedagogicznymi, pomyślałam: fajnie byłoby mieć swój punkt przedszkolny! Tak się w to marzenie wkręciłam, że spędziłam godziny w sklepach internetowych z wyposażeniem przedszkoli, stworzyłam kosztorys w excelu, sprawdziłam wszystkie warunki, jakie musi spełniać budynek, by mogło w nim działać przedszkole. A jak zaczęłam naukę florystyki, to urodziła się na chwilę myśl o własnej kwiaciarni. I mam po tej myśli pamiątkę: mnóstwo kartek z moimi planami fikcyjnych kwiaciarni w rzucie od góry. No i oczywiście wymyśliłam już nazwę.
A w ogóle to jestem uzależniona od oglądania ofert mieszkań na wynajem w serwisach ogłoszeniowych. Nie zamierzam się nigdzie przeprowadzać. Tak po prostu, oglądam sobie. Myślę, co bym gdzie poukładała i jak poprzestawiała meble.
Rzecz numer osiem
Tańczę, kiedy nikt nie patrzy. Przed lustrem. I wyobrażam sobie, że jestem na wielkiej scenie... Dobra, stop :D
Rzecz numer dziewięć
Jasne, że coś tam sobie marzę i planuję w związku z moim ślubem, ale oglądanie całymi dniami sukni, bukietów, winietek i innych pierdół jest stanowczo nie w moim stylu. Najbardziej to bym chciała, żeby wszystko się samo zrobiło. I żeby samo za siebie zapłaciło, to już w ogóle byłaby bajka ;-)
Rzecz numer dziesięć
Jeśli chcesz mnie wyciągnąć na wspólne wyjście, nie proponuj zakupów (nie znoszę łażenia po galeriach handlowych), kina (oglądać filmy lubię wyłącznie sama albo ze swoim R.). Po prostu zabierz mnie na dobrą kawę. Z bitą śmietaną. Najlepiej do Columbusa.
Zajrzyj tutaj, żeby poznać tajemnice i dziwności innych osób :-)
Sporo nas łączy, też ciężko mi utrzymać porządek, nie lubię niezapowiedzianych gości, filmy najchętniej oglądam sama, bo mój M. od razu zasypia ;) Za to na pewno nie jestem niejadkiem, niestety, ale fasolki szparagowej nie lubię ;)
OdpowiedzUsuńTakie wyszukiwanie jest bardzo pozytywne! pomaga poznawać i odkrywać! nigdy nie wiadomo kiedy się przyda info znalezione niby przypadkiem - na pewno nieraz tego doświadczyłaś :)
OdpowiedzUsuńCzasami przydaje mi się znajomość zapamiętanych tras linii autobusowych, kiedy jestem w drodze i nie mam czasu na sprawdzenie dojazdu :-)
Usuńmyślałam,że tylko ja mam tak z tą ciekawością i wyszukiwaniem najróżniejszych rzeczy, haha. co ja bym zrobiła bez google. jak oglądam jakiś film i padnie jakaś nazwa lub coś co mnie zaciekawi to oczywiście wyszukuję, nie mówiąc o tym kiedy oglądam, któryś ze swoich seriali np. Chirurgów i usłyszę jakąś piosenkę to oczywiście muszę ją znaleźć:)
OdpowiedzUsuńHaha, dokładnie! :D
Usuńmam dokładnie ten sam rodzaj ciekawości - nie spocznę póki się nie dowiem: to jest choroba jakaś :D
UsuńŚwiat poznajemy lepiej dzięki temu!
Usuńhaha też muszę wszystko wygooglować ;) chłopak chyba boi się już głośno myśleć "ciekawe, co/kiedy/gdzie/z kim..." zawsze odpowiadam "poczekaj, zaraz sprawdzę" :D
OdpowiedzUsuńteż nie lubię niezapowiedzianych wizyt. czasami zaplanuję sobie leżenie i nie mam ochoty na spotkania ;)
Dokładnie! "Sprawdzę to!" - często to mówię; potem w domu próbuję sobie przypomnieć - a Narzeczony mi w tym pomaga - co miałam sprawdzić. I tak jedną rzecz po drugiej wrzucam w Google :D
Usuńoch też nie lubię niezapowiedzianych wizyt, nie ma nic gorszego jak zmiana planów, brr
OdpowiedzUsuń