Nie ukrywam przed nikim, że byłam dziewczyną, jestem narzeczoną, a będę żoną marynarza. Czy jest trudno? Pewnie! Ale jak się ma w sercu ogromną miłość i pewność, to można przetrwać. Kobiety marynarzy często powtarzają, że nie każda może być żoną marynarza. Coś w tym jest. Ale gdyby mnie ktoś pięć lat temu zapytał, czy chciałabym mieć faceta-marynarza, odpowiedziałabym bez wahania: nigdy w życiu! Dziwnym trafem pół roku później wszystko się zmieniło. Bo najważniejszy jest on, człowiek i to, co między nami, a dopiero potem pojawia się trud wynikający ze specyfiki jego zawodu. I chęć przetrwania tego trudu.
W tej lądowej części naszego związku przez cztery i pół roku w żadnym z nas nie wykiełkował choćby cień zwątpienia. Więc i w części morskiej nie ma na nie miejsca.
My to wiemy.
A inni?
NAIWNE STEREOTYPY
Cóż, pochodzimy z miejscowości położonej w centralnej Polsce. Obecnie mieszkamy w Szczecinie. Tutaj, na Pomorzu Zachodnim, zawód marynarza nie robi na nikim wrażenia. A w okolicach Łodzi dla wielu mój narzeczony to istne uosobienie egzotyki. I padają głupie pytania... Może więc czas, bym na nie po swojemu odpowiedziała?
Zacznijmy odważnie, od klasyka: A ty wiesz, że marynarz to w każdym porcie ma inną?
No pewnie! Kiła, rzeżączka i wirus HIV kręcą każdego współczesnego faceta, musi tylko spełnić dwa warunki:
1. naprawdę być facetem,
2. wejść na statek.
Co więcej, wykonywanie tego zawodu automatycznie uruchamia w mężczyźnie chęć zdradzenia ukochanej kobiety. Nieważne, czy jest wspaniale kochającym wrażliwcem, czy prawdziwym samcem, potwierdzającym swoją męskość przez umiejętność puszczenia bąka podczas sikania na stojąco (ja tego nie wymyśliłam!). Chyba namówię swojego R., by jednak zmienił pracę. Bo wiadomo, że mężczyźni pracujący na przykład w biurze nigdy, przenigdy nie zdradzają. Praca na lądzie gwarancją wierności!
Kontynuujmy naszym ukochanym: Chcecie mieszkać w Łasku? To jak R. będzie pływał?!
Jak to: jak? Normalnie, zbudujemy tratwę i R. przez Grabię, Wartę i Odrę w końcu dopłynie do Świnoujścia. A tam, jak każdy marynarz, pójdzie z walizką na plażę i poczeka na przepływający akurat statek.
Jak to: jak? Normalnie, zbudujemy tratwę i R. przez Grabię, Wartę i Odrę w końcu dopłynie do Świnoujścia. A tam, jak każdy marynarz, pójdzie z walizką na plażę i poczeka na przepływający akurat statek.
Pytanie kolejne, trochę rzadsze, ale wciąż częste: A co jak będzie wojna?
Tutaj zawsze następuje chwila konsternacji: o co chodzi? I nagle przebłysk, bo trzeba tłumaczyć: nie, R. nie jest w marynarce, to nie wojsko, on pływa na statkach handlowych... Wiesz, wozi banany, orzeszki, trupy, takie tam... w sumie sam nie wie, co do tych kontenerów powkładali...
Mogłabym tak wymieniać i wymieniać. Dodam jeszcze tylko, że marynarze na statku nie zbierają się codziennie wieczorem, by pośpiewać sobie szanty, nie noszą ciuchów w biało-granatowe paski i nieczęsto mają możliwość swobodnego wyjścia na ląd.
A W TYM WSZYSTKIM JA
Czekam cierpliwie. Odpowiadam z nieukrywanym zmęczeniem wciąż na te same pytania, a z radością na wszelkie przejawy troski i wsparcia. Bo wśród bliskich ich nie brakuje. Nie rozstaję się z telefonem (mamy ogromne szczęście, bo R. trafił akurat na statek, na którym jest Internet, a to szczyt nowoczesności), ratują nas dwie aplikacje:
Nieustannie sprawdzam godzinę, na www.marinetraffic.com śledzę statek mojego Narzeczonego, pilnuję stref czasowych. Znam jego rozkład dnia i wiem, o której mogę się spodziewać mojego R. online.
I nigdy, przenigdy nie przechodzę obojętnie obok motywów marynistycznych!
(Tym sposobem przemyciłam do osobistego wpisu dwie zrobione dziś bransoletki.)
A Wy? Znacie jakiegoś marynarza lub jego kobietę? :-)
Znam kobietę marynarza, ale to akurat nie jest historia z "hepiendem". Nie zmienia to faktu, że stereotypy są i będą odnośnie wszystkiego czego nie znamy. Pięknie się rozprawiłaś z tymi dotyczącymi marynarzy. Podoba mi się Twój styl pisania. Muszę częściej Cię podczytywać!
OdpowiedzUsuńŚciskam!
Karolina Żyj Kochaj Twórz
Bardzo dziękuję :3
UsuńWydaje mi się, że dobrą żoną marynarza może być, jak w bajce, tylko dziewczę o czystym sercu. Taka, której nie przyjdzie do głowy, że sama mogłaby zdradzić, więc nie będzie o to podejrzewać swojego wybranka. No bo nie okłamujmy się, większość z nas ocenia innych swoją miarką. Podejrzewanie kogoś o zdradę może do niej popchnąć.
OdpowiedzUsuńA swoją drogą, to ja sama czuję się czasem jak żona marynarza, tak mało mamy dla siebie ostatnio czasu z mężem. Prowadzi własną działalność, więc nawet kiedy jest w domu ciałem, to duchem nadal jest w pracy. Mamy małe dzieci, którym poświęcamy hektar czasu. I nas zaczyna być coraz mniej. Wiemy jednak, że to przejściowe...
Możesz mieć rację. Do głowy by mi nie przyszło, by psuć coś tak wspaniałego, co stworzyliśmy wspólnie. I wiem, że jemu też nie.
UsuńTrzymam kciuki bardzo mocno, by to o czym mówisz naprawdę było przejściowe i jak najszybciej minęło. Nie można pozwolić, byśmy zapomnieli, od czego się to wszystko zaczęło :-)
Ojciec mojej Mamy Chrzestnej był marynarzem. Często Go wspomina - przez pół roku pływał dookoła świata i bardzo tęsknił za domem, a gdy wracał do domu - tęsknił za morzem :)
OdpowiedzUsuńPiękna jest Wasza historia! Idealna na film romantyczny :)
E, chyba zbyt nudni jesteśmy na romantyczny film - tylko tęsknota, żadnych zawahań... ;-)
UsuńMój R. właśnie też w długim, półrocznym rejsie. Niestety.
Marynarze i życie z marynarzem daje dużo radości. Bardziej doceniamy wspólne chwile i siebie. Pozdrawiam cię serdecznie i dziękuję, że do mnie zaglądasz. :-) ;-)
OdpowiedzUsuńi ja dziękuję! :*
UsuńA mnie marynarze się podobali, jak to mówią "za mundurem panny sznurem" :) jednak teraz, kiedy mam już męża - nie wyobrażam sobie, jakby to było, gdyby tak wyjeżdżał i go nie było... taka jakaś jestem, że nie chcę go puścić ;)
OdpowiedzUsuńUwierz, ja swojego też bym nigdzie nie wypuszczała najchętniej, jesteśmy straszne papużki-nierozłączki ;-) Ale cóż, najpierw go pokochałam i mu zaufałam - akceptacja (przyszłego wtedy) zawodu to naturalna kolej rzeczy :-)
UsuńTaaa... Ja byłam anty odnośnie zasady powyżej "za mundurem panny sznurem", mało tego, z daleko trzymałam się jak tylko się da! Ale cóż. Życie przewrotne. Trafił się mi mąż żołnierz. :) Tak kiedyś się wzbraniałam, żeby teraz mieć wyjątkowego faceta u boku! :)
UsuńWitaj, narzeczono!;) Ja już mogę dumnie powiedzieć, że jestem już Żoną marynarza, ba, od dwóch miesięcy! I miesiąc po ślubie ukochany wyruszył w rejs na 4 miesiące, na zarobek, 'na życie", jak mówi. Stara się zarobić, choć praca ciężka. Bardzo mi się podoba Twój styl pisania, z humorem. A propos stereotypów: jak ja to rozumiem!!! Czasami już mam dość i mam ochotę wręcz przywalić komuś, jeśli usłyszę jakieś negatywne komentarze i współczucie (czy któraś się z tym zetknęła może), że jestem żoną marynarza. Też bym ze 3 lata temu nie uwierzyła, że mój mąż będzie pracował na statku. A teraz jestem z tego dumna!
OdpowiedzUsuńAlena
To miłe, że jest nas więcej - nas, normalnych i radzących sobie z tą sytuacją bez lokaja podającego szampana do wanny :P
UsuńPo pierwsze, zgadzam się z komentarzem powyżej, bardzo sympatyczny styl pisania:)
OdpowiedzUsuńPo drugie, nigdy nie miałam w otoczeniu kogoś, kto w jakiś sposób związany by był z marynarką.
Z pewnością to nie łatwa sytuacja ale jak to mówią nie ma tego złego, w takich chwilach, widzi się, ze prawdziwa miłość pokona wszelkie trudności:)
Pozdrawam
Witam w gronie morskim, mam za sobą kilka rejsów z mężem i wiele lat wspólnego życia, więc znam ten świat i ludzi. Podejrzewam, że życie z mężem, który pracuje na lądzie za granicą niesie dużo więcej niebezpieczeństw. Wam życzę wszystkiego najlepszego,,jeśli po prawie pięciu latach nie ma między Wami zgrzytów, to znaczy że dacie sobie radę. Bardzo gorąco Was pozdrawiam. :-)
OdpowiedzUsuńStrasznie cieszą mnie takie głosy jak Twój, dziękuję za komentarz!
UsuńA ja myślałam, że oni jednak tak w paski… No zburzyłaś mój obraz… Jak teraz z tym żyć ??? :)
OdpowiedzUsuńHihi ;-)
UsuńW sumie - kto wie, może jednak jakaś firma ubiera tak marynarzy :D
Cudownie piszesz! Uśmiałam się serdecznie! ... :)
OdpowiedzUsuńJa też w pewnym sensie jestem jak Penelopa, a raczej żona weekendowa (lub "co drugo-weekendowa" - jeśli praca zatrzymuje męża na dwa tygodnie). Samej , z dwójką dzieci, z rodziną w innych częściach Polski czasem jest ciężko, ale wszystko da się okiełznać i jeśli miłość, zrozumienie i wzajemny szacunek jest, to pozostaje tylko (lub aż) uporać się z tęsknotą. I słusznie ktoś wyżej stwierdził, że "oceniamy własną miarą". Do mnie też, zdarza się, kierowane są urocze teksty tupu: "A jak zdradzi..., to co ja biedna, z dwójką dzieci...dalej...?
P.S. Ale że t-shirty w paski nie..., to trochę zawiedziona jestem.;)
Jest dokładnie tak jak mówisz! Jasne, że lepiej byłoby nie musieć się tak ciągle rozstawać, ale można sobie poradzić, jeśli się mocno chce... i kocha.
UsuńMój Mąż nie jest marynarzem, pracuje w biurze, tyle że Jego biurko może stać w Zurychu, Singapurze, Petersburgu… i powiem Ci, że czasami myślę o takich kobietach jak ja, że jesteśmy taką odmianą "żony marynarza" i nie jestem pewna, który z "marynarzy" jest na czas swojej nieobecności, bardziej wystawiony na pokusy, bo nie o to chodzi - chodzi o wzajemne zaufanie, miłość i… zdrowy rozsądek. I powiedzmy sobie szczerze - może tak się zdarzyć, że to "żona marynarza" ulegnie pokusie, jak teraz o tym myślę, to nie wiem czy o to nie powinni się wszyscy zatroskani martwić ;)
OdpowiedzUsuńWielu się martwi. Żona marynarza jako ta, która po wyjeździe męża natychmiast odnajduje pocieszenie w ramionach innego mężczyzny to kolejny przykry stereotyp...
UsuńChyba każdy marynarz marzy o takiej kobiecie :) Ja mam w domu samych marynarzy i wiem od kuchni jak to wygląda. Na dodatek sama jestem, od siedmiu lat, w związku na odległość, to prawie tak jak z marynarzem, tylko ma więcej pokus heh Zawsze dostaję podobny zestaw pytań, ale ja wiem swoje, a inni niech snują "historie". Pozdrawiam i dużo szczęścia!
OdpowiedzUsuńNo proszę, zawód niby taki egzotyczny, a jednak wiele osób tutaj zna jakiegoś marynarza osobiście :-)
UsuńTe pytania i sugestie są straszne. Nie przejmuję się nimi w takim znaczeniu, że biorę je do siebie, ale po prostu czasami męczą... Trzeba się mądrymi ludźmi otaczać ;-)
Jak to, nie śpiewają razem "Morskich Opowieści"? Całe życie w błędzie! Haha:)
OdpowiedzUsuń